KULTURA
Psałterz Wrześniowy
Piotr Rubik, Zbigniew Książek
Mało kto mógł nie słyszeć o Piotrze Rubiku, szczególnie po medialnym sukcesie utworu „Niech mówią że…” z oratorium Tu es Petrus. Album ten jest drugą częścią Tryptyku Świętokrzyskiego, któremu początek dała Świętokrzyska Golgota wydana w 2004 roku. We wrześniu tego roku całości dopełnił Psałterz Wrześniowy, którego utwór promujący, Psalm dla Ciebie, od sierpnia jest jednym z najchętniej słuchanych utworów.
Utwory na płytach zostały nazwane przez autorów psalmami i podzielone na cztery części (Psalmy Wiary, Aniołów, Nadziei i Pragnienia) poprzedzone i zakończone Psalmem apokaliptycznym. Każda z nich oddzielona jest od kolejnej utworem muzycznym nazwanym kolejno Intermezzo Wolności, Intermezzo Pragnienia i Epitafium.
Tematami podejmowanymi w oratorium są wypływające z pogwałcenia Bożych Praw. Zło, bieda, fanatyzm i przeciwstawiony im sens wiary, nadziei i miłości. Wszystko to zostało zawarte w prostych, ale niezwykle wymownych słowach Zbigniewa Książka. Nie mogę się zgodzić z ludźmi, którzy mówią iż są one zbyt trywialne. Mają prawo tak sądzić, lecz dla mnie właśnie w tych prostych słowach, oprawionych mistrzowską muzyką Piotra Rubika, są przedstawione najważniejsze dla ludzi aspekty życia, a o nich powinno się mówić językiem dla wszystkich zrozumiałym. Nie padają tam wysublimowane słowa, których pełno w pismach średniowiecznych scholastyków i Doktorów Kościoła jak np. św. Tomasza z Akwinu, a tak samo, lub nawet lepiej, podtrzymują płomień wiary tlący się w sercach ludzi.
Pierwsza część utworu rozpoczyna się Psalmem apostolskim, będącym wyznaniem wiary, po którym następują pieśni Adama i Ewy, Abrahama a także Mojżesza, ludzi, którym Bóg objawił się i z którymi zawarł przymierze (por. Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego n. 6-8). Po nich następuje Intermezzo Wolności, będące niemym dziękczynieniem za najwspanialszy dar, który Bóg przekazał ludziom. Po nim wyśpiewane są Psalmy Aniołów, które, zakończone Intermezzem Pragnienia, opisują kontakty ludzi z Bożymi wysłannikami, wyrażające smutek ludzi z życia w świecie bez miłości, w świecie, w którym zapomniano o Bogu (Gdyby mógł to miłość, miłość by nam zniósł/ Anioł miłość, miłość, miłość by nam zniósł1) Część trzecia, Psalmy nadziei, to pieśni ludzi, którzy wiedzą, że zawinili i jedyną ich ostoją jest Nadzieja, że nie ma winny, która nie zostałaby wybaczona przez nieskończone Miłosierdzie, a także na to, że śmierć nie jest celem życia człowieka, to dopiero początek, to drzwi, przez które musimy przejść, aby móc podążać dalej (Moja nadzieja/ Że śmierć jest krokiem/ W światło i wieczność 2). Po Epitafium są Psalmy pragnienia traktujące o tym, czego ludziom najbardziej brakuje: miłości i szczęścia, radości, możliwości chwalenia Pana, gdyż na drodze do nich stoją nienawiść i grzech. Dopiero po zrozumieniu tego będzie można wyśpiewać Zatańcuje zdarty but/ Ze spódnicą w łatach/ Zatańcuje boży lud/ Chwaląc piękno świata 3. W tej części znajduje się również Psalm dla Ciebie, pieśń oparta o biblijną Pieśń na Pieśniami, śpiewany jako ostatni, aby ukazać, że tylko miłość jest w stanie pokonać nienawiść. Całość zaś objęta jest, jak już wspomniałem Psalmem apokaliptycznym, co oznacza, że Harmagedon trwa od początku istnienia świata i wraz z nim wpisani jesteśmy w nieskończoność. Jest on nie tylko w wielkich, metafizycznych zjawiskach, ale we wszystkim co nas otacza:
W pięści co ludzką pychę skruszy
Na krańcach złego i dobrego
W okaleczeniach ludzkiej duszy
Jest Harmagedon
Jest Harmagedon
Gdzie do tej pory krwawią rany
W granicach złego i dobrego
W pękniętym sercu Manhattanu
Jest Harmagedon
Jest Harmagedon
Jest Harmagedon,
Dlatego właśnie nie możemy przyzwalać na istnienie jakiegokolwiek zła w naszym otoczeniu. Dlatego przede wszystkim nie możemy dopuścić do istnienia zła w nas. Na krańcach złego i dobrego jest Harmagedon.
Maciej Wacławik
maciej.waclawik[@gmail.com
1 Psalm zapatrzenia
2 Psalm mojej nadziei
3 Psalm z tańcowaniem
4 Psalm apokaliptyczny
200% Rubika bez Rubika - Siedem Pieśni Marii (Oratorium Leśniowskie)
Dobra wiadomość dla fanów twórczości Piotra Rubika, a także dla tych, których ona denerwowała. Po zeszłorocznym rozwodzie pana Piotra z autorem tekstów Zbigniewem Książkiem i wydawcą Agencją DUO przypuszczać można było, że już nigdy nie usłyszymy o nowym oratorium. Aż do tej chwili. Ale na początek trochę historii…
Leśniów jest małą miejscowości na jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Znajduje się w nim, w sanktuarium Matki Boskiej Leśniowskiej Patronki Rodzin, gotycka, drewniana figurka uśmiechniętej Maryi z Dzieciątkiem, którą powracający z Rusi na Śląsk Władysław Opolczyk wraz z Cudownym Obrazem Jasnogórskim pozostawił po doświadczeniu cudu, kiedy to pomimo suszy nagle wytrysło źródło i spragnieni wędrowcy mogli uzupełnić puste bukłaki. Miało to miejsce w 1382 r. W roku 1706 pieczę nad tym cudownym miejscem objęli ojcowie Paulini. W 1967 r. figura została ukoronowana papieskimi koronami przez prymasa Stefana Wyszyńskiego i abpa Karola Wojtyłę. Cisza i spokój oraz naturalne piękno czynią z Leśniowa niemal magiczne miejsce, które jako jedyne na świecie, nazywane jest Sanktuarium Rodzinnych Błogosławieństw.
Oratorium powstało jako dziękczynienie autora za przywrócenie zdrowia ciężko choremu na sepsę synowi jego przyjaciela. – Prosiłem ojców z klasztoru w Leśniowie, by się za niego modlili do swojej patronki. To oratorium to podziękowanie za ten cud – mówił Książek.
Głównym tematem utworu jest życie Matki Boskiej, od chwili Zwiastowania do Zmartwychwstania, zawarte w tytułowych siedmiu pieśniach, przeplatane prośbami solistów o znalezienie szczęścia, miłości i sensu życia zanoszonymi do Matki Zbawiciela, ukazanej pod licznymi postaciami (MB Szkalperna, Zielna, Gromniczna, Leśniowska).
W role solistów wcieliły się znane już Joanna Słowińska (której słowa „zabiliście mi dziecko” w „Śmierci Jezusa” powodują dreszcze), Olga Szomańska-Radwan, a także Przemysław Branny i Maciej Miecznikowski. Zabrakło wśród nich Janusza Radka („Psalm dla Ciebie”) i Doroty Jarema, którzy współtworzyli poprzednie oratoria, ale mimo tego solistom udało się oczarować publiczność i zawładnąć ich sercami.
Fanów poprzednich oratoriów nie trzeba dalej zachęcać do posłuchania płyty. Tych, którzy byli sceptycznie nastawieni do poczynań Piotra Rubika na scenie powinna ucieszyć wiadomość, że został zastąpiony przez Bartłomieja Gliniaka. Zmiana kompozytora wyszła oratorium na dobre, skoro Gazeta Wyborcza wypowiada się o nim przychylnie (wcześniejsze dzieła określiła mianem sacropolo). Muzyka jest bardziej poważna niż dotychczas znana m.in. z Psałterza Wrześniowego. Gliniak połączył muzykę poważną ze współczesną i stworzył z tego spójną opowieść pełną obaw, przerażającą i przejmującą, wreszcie radosną i pełną nadziei. Dobrym zabiegiem okazało się również wprowadzenie na scenę Krzysztofa Trebunia Tutkę, który zagrał solo na skrzypach, a w utworze „Zmartwychwstanie” na trombicie, czyli ludowym instrumencie dętym w kształcie prostej rury mierzącej cztery metry; a także ściągnięcie Mohammada Rasooli, który zagrał na flecie ney i przeniósł publiczność do Jerozolimy. Nie obeszłoby się bez chórów, które zasługują na słowa uznania.
Gorąco polecam
Maciej Wacławik
maciej.waclawik@gmail.com
Święty i Diabeł - czyli życie św. Jana - Marii Vianneya - recenzja
Była sobota, ministranci rozgrywali turniej w ping-ponga, skromna „wyżerka” z okazji święta naszego patrona, który sobie „wisi” w pięknej, pozłacanej ramie w salce ministrantów… ale do czegóż ja zmierzam. O. Marcin, wśród całego tego zamieszania, dał mi do ręki książkę o wdzięcznym tytule „Święty i Diabeł”. Rzutem oka zbadałem czarną okładkę zestawioną z fragmentami obrazu „Sądu Ostatecznego” i włożyłem ją do mojego nieco już przybrudzonego trudami tygodnia plecaka.
Tak się złożyło, że przez jakiś czas nie miałem przyjemności zagłębić się w treść tej książeczki. Ale po weekendzie udało się wygospodarować kilka chwil i zacząłem czytać… Właśnie wtedy otwarło się przede mną życie św. Jana Vianneya. Usadowiwszy się na tapczanie zacząłem niemal wgryzać się w tę lekturę. Nie zauważyłem nawet kiedy wskazówka ściennego zegara pokazała 1.00 w nocy. – Biorę cię jutro do szkoły, nie masz wyjścia! Tak więc przerwy i niektóre lekcje mijały w jej towarzystwie w mgnieniu oka. Wieczorem książka była przeczytana. Zapytacie, dlaczego tak szczegółowo opisuję to, w jakiż to sposób przeczytałem. Ano…
Książka ta opisuje nam całe życie świętego proboszcza z Ars – św. Jana Marii Vianneya. Od chwili kiedy rodzice przynieśli go do kościoła, aby przez polanie wodą włączyć go do rodziny Chrześcijan. Kiedy to ks. wikary w akcie chrztu napisał „rodzina bez żadnego wykształcenia”, poprzez jego lata dziecięce, pragnienie bycia kapłanem, trudny okres studiów aż do kresu swego życia, kiedy to umarł w opinii świętości.
Cała historia jak już wspomniałem zaczyna się w a.d. 1876 w Dardilly niedaleko Lyonu, kiedy to rodzice „bez wykształcenia” przynoszą swoje drugie dziecko do chrztu. Następnie ukazywany jest czytelnikowi incydent kiedy mały Jan-Maria w wieku niespełna 5 lat dostaje figurkę Matki Bożej, z którą miał się nie rozstawać długie lata, wtedy w sercu małego wiejskiego dziecka dokonuje się wielka przemiana. W zagrożeniu jakie niesie za sobą rewolucja, wielu księży jest prześladowanych, ludzie domagający się wolności i czystości wyznania również są w niebezpieczeństwie. A jednak ten około 10 letni chłopak broni swojej wiary w sposób zdumiewająco dojrzały. Zmusza swoich kolegów do udziału w procesjach i nabożeństwach, pod swoim przewodnictwem, a także „wygłasza” swoje kazania. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy jego ojciec nie wyraził zgodny na jego naukę w seminarium.
Młody Vianney musiał długo czekać i gorliwie modlić się, żeby zmienić decyzję ojca. Jednak kiedy decyduje się na naukę, pojawia się przed nim kolejna trudność. Nie ma żadnego talentu do nauki, tym bardziej do łaciny i teologii. Jednak po wielu przykrościach Jan-Maria zostaje kapłanem. A w 1818 roku mając 32 lata zostaje ustanowiony proboszczem w Ars. Była to mieścina, w której na kilkanaście chałup przypadały cztery karczmy. Nie trudno więc się domyślić, jaki tryb życia prowadzili jej mieszkańcy. To jednak się miało zmienić…
W końcu wiara czyni cuda, kiedy dodamy to tego bojaźń bożą, dobrowolne umartwienia – biczowanie, głodówka i połączymy to z niezwykle wyrazistymi poglądami na pewne sprawy powstanie mam mieszanka, która… no właśnie.
Ale to już pozostawiam wam. Mogę powiedzieć nad to, iż jest to człowiek święty. Chyba już nic. Ale życzę ci drogi czytelniku, aby ta lektura była dla ciebie lekcją skromności, pokory i posłuszeństwa Woli Bożej.
tytuł: Święty i diabeł
autor: Wilhelm Huenermann
wydawnictwo: OO. Karmelitów Bosych
rok: 1996
Argumentacja świętości
Recenzja książki ks. Mieczysława Malińskiego pt. „Jan Paweł Wielki – droga do świętości”
okladka Jeśli ktoś nie słyszał jeszcze o Janie Pawle II, tym bardziej o Janie Pawle Wielkim (w co jak najbardziej wątpię), winien bezzwłocznie sięgnąć po lekturę tej książki. Wejść na drogę do świętości, którą pokazuje autor. Tyle tytułem wstępu…
Już pierwsze zdanie nie pozostawia nam wątpliwości ani nie pozwala przypuszczać, że autor – przyjaciel papieża, wątpi w wyjątkowość opisywanej postaci. Brzmi ono: „Kiedy poznałem go w 1940 roku, on już był wielki.” Od początku czytania tej książki, niemal przez każde zdanie, opis słów i poglądów Ojca Świętego, szczere zachowania, przebija się do nas potęga tej niepowtarzalnej na przestrzeni dziejów osobistości, jaką był (i jest) Jan Paweł II. Jan Paweł Wielki – bez dyskusji!
Książka podzielona została na dwie części. W pierwszej ks. Maliński chronologicznie oprowadza nas po muzeum wydarzeń z życia papieża-Polaka; najpierw młodego chłopca, ucznia gimnazjum, a następnie ministranta i studenta z Krakowa. Po latach pracy w czasie okupacji i studiach w seminarium, upływających pod znakiem poznawania realiów świata współczesnego, fascynacji historią Polski i sztuką, a także realizowania się jako pisarza i aktora, wkraczamy w okres Wojtyły – księdza i wykładowcy. Odnajdujemy jego fenomen jako duszpasterza akademickiego, spędzającego czas z młodzieżą na kajakach, mającego już wtedy wspaniały kontakt z młodymi. Wtedy też przyszły Jan Paweł II dowiedziawszy się, że zostaje biskupem, nawet nie przypuszcza, że jego kariera w planie Bożym tak prędko wypchnie go na szerokie wody (w myśl jego słów: „Wypłyńcie na głębię”). Gdy zostaje kardynałem, ma już za sobą udział w Soborze Powszechnym, mając opinię twardego negocjatora i zwolennika zmian. Nic więc dziwnego, że w roku 1978, gdy Kościół potrzebuje silnego pasterza, to on zostaje wybrany papieżem, co wspaniale i w drobnych szczegółach opisuje i relacjonuje nam ks. Mieczysław Maliński – naoczny świadek tamtych wiekopomnych wydarzeń.
Czytając „Jana Pawła Wielkiego…” można dojść do wniosku, że gdyby autor „urwał” książkę w tym momencie, już możnaby tę postać określić mianem Wielkiej. Jednak to dopiero początek. Druga część utworu przynosi nam niejako odpowiedź (choć pozostawia też pole do własnych przemyśleń) na pytanie: „Dlaczego święty?”. Po pierwsze odkrywamy naszego Ojca Świętego, jako papieża-pielgrzyma, budującego mosty między różnymi systemami, światami i narodami, w imię jedności i pokoju. Ukazuje papieża niweczącego panujący, destrukcyjny „porządek” świata (komunizm). Czytamy o Jego działaniach na rzecz godnej pracy dla ludzi, ochrony praw człowieka i jego godności. Już nie tylko jako Papieża-rezydenta, ale jako Papieża, który opuszcza Watykan, by być blisko swoich wiernych, także wśród młodzieży, którą tak bardzo ukochał. Nie była to jednak ani miłość jednostronna, ani łatwa; Jan Paweł Wielki zarówno bawił jak i skłaniał do refleksji, chwalił i zarazem wzywał do pracy nad sobą, cieszył się z jej spontaniczności, a jednocześnie nie unikał wytykania błędów. I robił to skutecznie. Pomimo wypadków i cierpienia, które zapoczątkował zamach na jego życie, jak i postępującego wieku. Przez całą lekturę odczuć można wyjątkowy magnetyzm i wielkość postaci Jana Pawła II.
Im bardziej w zaawansowanym stopniu zagłębiamy się w tę lekturę, tym lepiej widzimy, że im trudniej było papieżowi, tym lepiej oddziaływał na Kościół, który słuchał go z przejęciem. Im trudniej – tym lepiej. Osobiście doszedłem do wniosku, że Jan Paweł Wielki odszedł, bo cały oddał się nam, spożytkował już wszystkie swoje siły dla nas – możnaby powiedzieć „spalił” się. By nam było łatwiej do Nieba. I być może dlatego zostanie świętym.
Czytelniku; sam odnajdź w tej książce odpowiedź na pytanie; „Dlaczego Wielki i dlaczego Święty?”
Piotr Lewandowski
Tytuł: „Jan Paweł Wielki – Droga do świętości”
Autor: ks. Mieczysław Maliński
Wydawnictwo: M
Kraków 2005
Sny księdza Bosko
Nieoceniony dar boży dla młodzieży wszystkich pokoleń na całym świecie, przekazany przez św. Jana Bosko
Że też coś mnie tknęło… No może nie coś, tylko ktoś. Mój szkolny katecheta zaproponował mi na ferie pewną lekturę. Która dość mocno, ba nierozerwalnie łączy się z osobą św. Jana Bosko. Ktoś powiedział nawet, że mówiąc o św. księdzu Bosko nie wspominając o jego snach, (ja zaryzykuję stwierdzenie wizjach), to tak jak mówić o nauce Chrystusa nie wspominając o jego przypowieściach. No i moi drodzy coś w tym jest, ale zanim przejdę do wtajemniczenia w „Sny księdza Bosko” nakreślę wam sylwetkę tego niezwykłego kapłana.
Jan Bosko urodził się 16 sierpnia 1815 roku w Becchi koło Turynu. Obecna nazwa tej miejscowości to Castelnuovo Don Bosco. Jego rodzice zajmowali się uprawą roli i starannie zachowywali zwyczaje religijne, tak więc od wczesnego dzieciństwa Jan wzrastał w duchu chrześcijańskim. Gdy miał dziewięć lat, Bóg poprzez pierwszy niezwykły sen wskazał Janowi, do jakiego celu go przeznaczył. Młody chłopiec na swój sposób zrozumiał, że jego zadaniem będzie zdobywanie ludzi dla Boga poprzez wstawiennictwo i opiekę Matki Bożej. Sprytny chłopak szybko nauczył się od wędrownych kuglarzy sztuczek, które miał przedstawić ludziom z miasteczka. Następnie prosił rozbawionych widzów żeby w ramach zapłaty modlili się. Naukę rozpoczął dosyć późno, bo w wieku piętnastu lat. Jan musiał sam troszczyć się o zebranie funduszy na naukę, gdyż jego ojciec zmarł, gdy miał on 2 lata, a matka nie była wstanie opłacać szkoły. Podejmował więc różne prace, często udzielał korepetycji a za zarobione pieniądze kupował książki, opłacał stancję. Nie zapominając o bożym przesłaniu założył wśród rówieśników Towarzystwo Wesołości propagujące godziwe rozrywki. Był wzorowym uczniem. Po ukończeniu szkoły średniej wstąpił do seminarium w Turynie, trafił pod opiekę Józefa Cafasso, późniejszego świętego. Święcenia kapłańskie przyjął w 1841 roku. Okres ten wiąże się z dynamicznym rozwojem przemysłu na wielką skalę. W fabrykach jako tanią siłę roboczą często wykorzystywano dzieci i młodzież. Ludzie migrowali do miast. Tworzyły się dzielnice biedy. Coraz więcej ludzi cierpiało w wyniku wyzysku. Ksiądz Bosko obdarzony niezwykłym charyzmatem zaczął w 1842 pracować wśród młodzież z najbiedniejszej warstwy społecznej. W Turynie założył pierwsze Oratorium – świetlicę środowiskową dla młodzieży, gdzie organizował kursy dokształcające oraz rozrywki, zapewniając także nocleg bezdomnym. Kiedy zwiększyła się liczba oratoriów, ich założycie postanowił nadać im bardziej zorganizowaną formę. W tym celu powołał do życia Towarzystwo św. Franciszka Salezego, któremu wyznaczył opiekę nad opuszczona młodzieżą. I tutaj poza darami pomagającymi w pracy nad młodzieżą ks. Bosko otrzymał od Boga jeszcze jeden dar, dar wizjonera.
Sny księdza Bosko posiadają dwie wyjątkowe cechy, które odróżniają je od zwykłych snów. Zdumiewający jest ich uporządkowany przebieg a także dar przenikania ludzkich sumień i bliskie jak i dalekosiężne przepowiadanie przyszłości. Wrażenie, jakie wywierały opowiadania tych snów na odbiorcach było piorunujące. Wcale by mnie to nie zdziwiło, sam pozostawiony z przesłaniem tych snów długo wieczorami nie potrafiłem zasnąć i zrodziła się w moim sercu niejedna wątpliwość. To jest właśnie niesamowita właściwość tej lektury. Czytając pierwsze sny mamy wrażenie, że jest to czyjaś niesamowita historia. Kiedy jednak przechodzimy do następnych niektóre słowa zaczynają ognistą czcionką parzyć nasze nie zawsze uporządkowane sumienie. Uświadamiamy sobie swoje niedociągnięcia, codzienne wady. W końcu poddawana pod wątpliwość szczerość i skrupulatność naszej spowiedzi, prawidłowo wykonany rachunek sumienia, wypełnienie postanowień, poprawa ze złego. Św. Jan Bosko oprowadza nas w swoich snach wraz z Przewodniczką ukazując nam piękno nieba i radość zbawionych, którzy mogą w chwale oglądać Boga, a także tych, którzy ratują się spowiedzią, by wprowadzić nas w czeluści piekielne, opisać wiele cielesnych wcieleń szatana, opisać męki, jakie cierpią potępieni. Ukazuje nam także bardzo obrazowo szatana często obecnego w naszym życiu. Osobiście poruszył mnie sen, kiedy to ksiądz Bosko spowiadając chłopców dostrzegł za ich plecami szatańskie stworzenia trzymające trzy sznury uniemożliwiające dobrą spowiedź. Niektóre sny odwołują się do zatajonych w dzieciństwie przewinień a także zatwardziałości serca, opisują drastyczne batalie z szatanem. Nie szczędzą widoku zwłok i zmasakrowanych w prze najróżniejszy sposób ciał młodych ludzi, którzy konają w straszliwych konwulsjach. Co najdziwniejsze, postacie ze snów odpowiadają postaciom rzeczywistym, a także ich obecnym stanem ducha. Najbardziej wzruszające są sny, w których ks. Bosko przewiduje śmierć nieraz kilku osób, zawsze mimo wszystko w sekrecie przed tą osobą przygotowuje ją do dobrej śmierci, żeby zawsze oddać Bogu piękną duszę. Książka ta kładzie szczególny nacisk na jeszcze jedną sprawę, która wydaje się być chyba największym problemem dla młodzieży, mianowicie czystość, której jest poświęcona największa uwaga. Nie oznacza to, że jest to książka mroczna i mająca kogokolwiek pogrążać, o nie. Wiele ze snów jest bardzo pięknych i z przyjemnością się je czyta. Zaskakujące są te, w których święty z lotu ptaka obserwuje nie odkryte wówczas zakamarki ameryki południowej gdzie przyjdzie pracować salezjanom. Opisuje poruszające się po ulicach dziwni wyglądających miast „cudowne środki transportu”. (Widzieć współczesne samochody w XIX w. hm…) Jak już prędzej powiedziałem książka ta wywiera naprawdę piorunujący efekt na czytelniku. Dlatego uważam, że jest ona odpowiednia dla trochę starszej młodzieży, która chce popracować nad swoim sumieniem. Polecam ją bardzo serdecznie, gdyż daje ona wiele odpowiedzi na nurtujące pytania.
Mimo niezwykłych przymiotów, jakimi Bóg obdarzył Jana Bosko pozostał on człowiekiem skromnym i pokornym. Zawsze pragnął być tylko narzędziem w rękach bożych. Zmarł 31 stycznia 1888 roku. Jego beatyfikację (1929) i kanonizację (1934) przeprowadził papież Pius IX.
Do polski Salezjanie przybyli w 1898 roku. Prowadzili szkoły i internaty dla młodzieży, kształcili organistów. Członkiem tego zgromadzenia był prymas August Hlond i abp Antoni Baraniak. Kandydatami na ołtarze są salezjanie: ks. August Czartoryski i ks. Rudolf Komorek.
Pięciometrowa figura św. Jana Bosko ze św. D. Savio i Z. Namuncurra w Bazylice św. Piotra w niszy ponad „konfesją św. Piotra”. O dziwo śniło się świętemu, że znajdował się razu pewnego „nad statuą Księcia Apostołów i nad mozaikowym medalionem Piusa IX” podobno nie wiedział jak zejść… (teraz już chyba nie zejdzie po tym jak 31 stycznia 1936 roku kardynał Pacelli przyszły papież Pius XII w obecności 10 000 młodzieży pobłogosławił jego figurę w tym niezwykłym miejscu).
an. Paweł Dudzik, Regina Apostolorum
tytuł: „Sny księdza Bosko”
autor: św. Jan Bosko, ks. Jan Battista Lemoyone
wydawnictwo: Wydawnictwo Salezjańskie
rok: 2004