Rozważania
Minirekolekcje adwentowe 2010
W dążeniu do poprawy musisz pamiętać o istocie swoich starań. I tutaj leży największa trudność: nie da się z czystym sumieniem twierdzić, że robimy coś dla kogoś innego, jeżeli w chwilach zawahania, dylematu nie pytamy siebie samych: czego chciałby on?
Mijały godziny, dni i tygodnie. Namiestnik miał świadomość, że to w czym uczestniczy to już ostatnia prosta, za jakiś czas o tej porze dnia będzie mógł odpocząć, jeśli tylko teraz znajdzie w sobie siłę i zrobi wszystko, co postanowił. Wiedział, że właśnie teraz, gdy wszystko wydaje się już prawie skończone, starania mogą zostać zaprzepaszczone przez moment nieuwagi. Dlatego też w wolnych chwilach – a miał ich niewiele – przechadzał sie po całym zamku. W jednym miejscu wskazał brud, który ktoś pominął przy sprzątaniu, w innym zaś zasugerował inne rozwiązanie, gdzieś pomógł przy konstrukcji rusztowań, kogoś ostrzegł przed nadmierną pewnością w spacerowaniu po drabinie itd.
Niezmiernie sobie chwalił pracę z ludźmi przede wszystkim z jednego powodu: nikogo nie trzeba było do niej przekonywać, wszyscy poddani w jakiś niezbadany sposób poczuli, że czas, w którym się znaleźli, nie może zostać zmarnowany. Właśnie dlatego namiestnik mógł ograniczać się do luźnych sugestii, ewentualnie rozkazów i poleceń, ale nie musiał podnosić głosu. Wszyscy pracowali bez zarzutu. Jednak błądzić jest rzeczą ludzką, dlatego namiestnik sprawdzał wszystko, co było do sprawdzenia.
Pewnego dnia, podczas poobiedniego spaceru, namiestnik postanowił przyjrzeć się dziedzińcowi i bramie wjazdowej do królestwa. Był tam w czasie przygotowań kilkukrotnie i to zawsze bez większej potrzeby, bo wszystko wyglądało tak, jak tego oczekiwał. Jednak tym razem intuicja go nie zawiodła.
Gdy dotarł na miejsce jego oczom ukazał się taki oto widok: grupka pracowników pod przewodnictwem kierownika imieniem Temper z pełnym zaangażowaniem pracowała nad ustrojeniem bramy, a każdy z nich brudny, spocony i widocznie zmęczony ciągłą pracą. Nikt nie narzekał, pracowali w milczeniu. Jednak po dłuższej obserwacji można było dojść do wniosku, że ich starania są nieskuteczne. Zmęczenie nie pozwalało im na precyzyjne wykonywanie pracy. Jeszcze bardziej zadziwiający był drugi wniosek: praca nie była juz potrzebna! Wszystko na dziedzińcu i bramie było gotowe! Tydzień przed czasem!
– Przerwa! Koniec pracy! – zakomenderował – Stawcie się za chwilę na głównym placu – dodał z uśmiechem.
Godzinę później stał przy mównicy, mając przed sobą wszystkich poddanych: pracowników, służbę dworu, członków Rady. Dopiero teraz zobaczył to, o czym dotychczas w natłoku pracy nie pomyślał, a co było oczywiste. Postanowił naprawić swój błąd.
– Przygotowania mają się ku końcowi. – zaczął – Wasza praca nie poszła na marne i widać jej efekty. Wiecie sami, że zrobiliście wszystko najlepiej. Jednak w tym dniu to ja popełniłem błąd – spojrzał jeszcze raz na lud, by utwierdzić się w tym, co chciał powiedzieć – Popełniłem błąd, bo nie uświadomiłem wam co dla naszego króla będzie najważniejsze. A najważniejsze dla niego będzie zobaczyć Was w zdrowiu i szczęśliwych. Ale szczęśliwych jego przyjazdem, a nie ulgą od pracy! Zarządzam wolne dni! Teraz wy przygotujcie się na Wielki Dzień, bo królestwo jest już gotowe!
Zakończył, odczekał chwilę i wyszeptał pod nosem:
– Jeszcze tylko tydzień…
„Nie idź za twymi namiętnościami:
powstrzymaj się od pożądań!” (Syr 18, 30)
Esencja i cel
Drogi Czytelniku! W dążeniu do poprawy trzeba pamiętać o istocie swoich starań. Jest to nie tylko umocnienie w walce ze swoimi słabościami. Tylko pamięć o esencji, o celu, do którego dążysz pozwala na ciągłą pamięć o tym, by zadawać sobie najważniejsze z pytań: czy naprawdę jest mi to potrzebne? Takie podejście nazywamy umiarkowaniem.
Uczucia króla
W naszej opowieści brak umiarkowania jest ukazany – i słusznie – jako jedno ze źródeł niedoskonałości, błędów, zmęczenia, a co za tym idzie wielu niepowodzeń. Trudno jest ganić poddanych w królestwie za ich pracowitość, nieprzepartą chęć wykonania wszystkiego jak najlepiej. Wszystko to miało jednak swoje źródło w jednostronnym spojrzeniu na sprawę Wielkiego Dnia. Całe królestwo funkcjonowało pracą, której celem było ukazanie powracającemu królowi, że ten dzień jest wielkim świętem dla każdego z poddanych. Zatem najistotniejsze było ukazanie uczuć królestwa. A co z królem? – zapytał 2 tygodnie temu namiestnik. Dlaczego nie myśli się o uczuciach króla?
Coś dla kogoś
Ktoś zapyta: Jak to? Przecież staramy się właśnie dla Króla! I tutaj leży największa trudność: nie da się z czystym sumieniem twierdzić, że robimy coś dla kogoś innego, jeżeli w chwilach zawahania, dylematu nie pytamy siebie samych: czego chciałby On?
Umiarkowanie jest sprawą, o której często się zapomina nie tylko w służbie ministranckiej, ale w codziennym życiu. Wbrew pozorom nie jest to wada, której należy się wystrzegać. Umiarkowanie nigdy nas hamuje! Nie wymaga od nas, byśmy rezygnowali z rozwijania talentów np. poprzez wybór tylko jednego zajęcia pozalekcyjnego. Umiarkowanie jest ogólną umiejętnością – a każdą umiejętność trzeba w sobie wypracować – powstrzymywania się od pokus i zachcianek, od hołdowania swoim wymyślonym potrzebom.
Mechanizm jest prosty: nadmiar (jedzenia, przyjemności, odpoczynku lub czegokolwiek innego) z reguły jest czymś niepożądanym, jednak w chwili odczuwania pokusy, wydaje nam się to słuszną drogą: nadmiar jedzenia każe nam usprawiedliwić się przed sobą głodem, nadmiar odpoczynku – zmęczeniem itd.
A umiarkowanie jest cnotą, która nie tylko pozwala nam uniknąć ulegania pokusom. Przede wszystkim pozwala nam uniknąć potrzeby samousprawiedliwiania się.
Zastanów się
Drogi Ministrancie! Czy kierujesz sie umiarkowaniem i nie wymagasz od siebie, a przede wszystkim od innych czegoś, co wykracza poza możliwości i poza potrzeby? Czy nie doszukujesz się usprawiedliwienia dla samego siebie? I wreszcie czy pamiętasz o tym, by nieustannie pytać się w duszy, czego pragnie Ten, na którego przyjście chcesz być przygotowany?
– Jeszcze tylko tydzień…
Minirekolekcje adwentowe 2010
Każdy z nas podejmując decyzję musi zmierzyć się ze zwątpieniem. Jest ono tym trudniejsze, im większa jest waga naszego postanowienia. Wybór tego, czego żąda od nas rozsądek nie jest niczym prostym. Ale na tym właśnie polega męstwo – świadomy wybór dobra, pomimo trudności.
Minęła juz połowa czasu przeznaczonego na przygotowania. Dwa bardzo intensywne tygodnie minęły tak, że nikt w królestwie nie przyjmował tego do wiadomości. Najważniejsze jednak, że wszystko wydawało się prawie gotowe, plan na każdy dzień realizowany był z nawiązką, przez co zdecydowanie nie było powodów do obaw. A właściwie nie byłoby, gdyby nie jeden uciążliwy fakt – namiestnik swoją ostatnią decyzją o odrzuceniu planu Aurygi nie tylko nie zyskał autorytetu, ale przysporzył sobie wrogów wśród członków Rady.
– Co on sobie wyobraża? – szeptali miedzy sobą – Każdy król ustanawia sobie godnych następców.
– Nasz władca najwyraźniej uznał namiestnika za dobrego zarządcę, ale jeżeli on odmawia swojemu panu właściwego powitania, to sam nie wiem, co mam o tym myśleć – powiedział Fortus, rycerz znany w okolicy z żelaznej pięści i twardego miecza. Ten sam, który rozmawiał z Aurygą i zaakceptował jego plan. Fortus cieszył się ogromnym autorytetem, szczególnie wśród rycerzy . Gdyby za każdy wygrany turniej rycerski wyrywano jeden włos, silny rycerz od dawna byłby łysy. Dlatego przekonanie pozostałych o swojej racji nie zajęło mu dużo czasu.
Długo trwało nim namiestnik zorientował się, co się dzieje za jego plecami. Liczył się z tym, że jego decyzja na długo pozostanie niezrozumiała dla pozostałych mimo, że tłumacząc ją, używał jak najbardziej słusznych argumentów. Pewnego dnia, gdy przeciwnicy namiestnika poczuli się zbyt swobodnie, by kryć się ze swoim niezadowoleniem, do uszu zarządcy królestwa dotarły strzępy rozmowy:
– … i ty w to wierzysz?
– A nie miał racji? Ciekawą ruinę mielibyśmy wokół zamku, gdyby pozwolił Aurydze na wszystko, czego zażąda.
– Głupiś! Nikt mu nie kazał przytakiwać, jeśli miał inne zdanie, ale gdyby faktycznie wszystko podporządkował powitaniu króla, nie urządzałby stypy tylko przyjęcie!
Nastała chwila ciszy, którą jako pierwszy postanowił przerwać namiestnik.
– Stypa, powiadasz?
Rozmówcy odwrócili się w stronę, z której dobiegł ich głos – tępy i surowy. Rozmówca Fortusa jako pierwszy chciał przemówić i nawet zdążył otworzyć usta, ale na delikatnie podniesioną dłoń namiestnika postanowił zareagować milczeniem. Namiestnik kontynuował:
– Fortusie, wolno ci uważać, co tylko chcesz. Król zawsze darzył cię ogromnym szacunkiem. Dlaczego chcesz mu się tak odpłacić?
– Jak? – odpowiedział bez cienia skruchy rycerz.
– Przywołuje cię do porządku! – wybuchnął namiestnik. A uspokoiwszy się, dodał – Przyjęcie, które zaplanował Auryga nie byłoby stypą dla króla, ale dla całego królestwa. Ciebie jednak nie obchodzi moja przysięga dana królowi, że nie zmarnuję żadnego z dóbr, którymi w jego imię się opiekuję. Król, na którego tak długo czekamy, gdyby powitano go marnotrawstwem – odjechałby na zawsze. Szkoda, że nie zdajesz sobie z tego sprawy. A teraz proszę cię, abyś wyszedł!
Ich wzrok spotkał się tylko raz. Straszne było to spojrzenie. Z obu stron. Gdy namiestnik został sam, odetchnął i wyszeptał:
– Jeszcze tylko dwa tygodnie…
„Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich,
gdyż pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci.” (Pwt 31,6)
Drogi Czytelniku, każda decyzja niesie za sobą ryzyko – niezrozumienia, straty, czy nawet błędu. Lecz nie ma miejsca na zwątpienie wśród decyzji podejmowanych zgodnie z sumieniem.
Zadanie
Taka była decyzja namiestnika – oparta na rozsądku, wierna przyrzeczeniu danemu królowi, a zatem zgodna z jego wolą. Możemy podejrzewać, że przed wyjazdem władca powierzył namiestnikowi wiele zadań w najwyższym zaufaniu, a być może w największej tajemnicy. Jednym z nich była opieka nad królestwem, jego rozwój i bezpieczeństwo. Kierowany życzeniem króla namiestnik nie mógł postąpić inaczej, choć nie możemy wykluczyć, że walczył z wątpliwościami i nie przyszło mu z łatwością wybrać to, czego żądał od niego rozsądek. Na tym właśnie polega męstwo – świadomy wybór dobra, pomimo trudności.
Charakter
Każdy z nas podejmując decyzję musi zmierzyć się ze zwątpieniem, tym trudniejszym, im większa jest waga naszego postanowienia. Jednak jest jeden sposób na jego przezwyciężenie: niezłomny charakter. Zdania są podzielone: niektórzy uważają, że człowiek musi sie z nim urodzić, inni zaś, że charakter można ćwiczyć. Jednak najgorzej jest uznać, że niezłomność nie istnieje i przestać się starać.
Ministrant ma więcej okazji do ćwiczenia w sobie niezłomności, ale też potrzebuje więcej odwagi. Surowe warunki, w których musi sobie radzić – poranne wstawanie, dodatkowe obowiązki, nieustanne dawanie przykładu – wszystko to, pomaga mu w przezwyciężaniu samego siebie każdego dnia. Ministrant, który wzbudził w sobie odpowiedzialność i obowiązkowość, powoli uczy sie męstwa wykonując – w kościele i poza nim – to, czego żąda od niego jego Król.
Fundament
Wszystkie te starania byłyby jednak bezowocne, gdyby nie oparcie w osobie Króla, który wzmacnia nas w dążeniu do dobra i do osiągania cnót. Pismo Święte pełne jest opowieści o osobach, którym Najwyższy pomagał w zadaniach, jakie przed nimi stawiał. Bóg nigdy nie zostawia człowieka samego, zawsze jest przy nim. Dlatego, aby mężnie zwyciężać samego siebie i wszystkie przeciwności wystarczy poznać Jego wolę – ta została już dawno spisana na kartach Ewangelii. Wystarczy przeczytać, aby poznać zadania, jakie przed nami stawia Najwyższy. I słuchać na modlitwie…
Zastanów się
Drogi Ministrancie, czy mężnie wypełniasz Wolę Bożą, znosisz trudności i przeciwieństwa? Czy jesteś niezłomny w postanowieniu dobra? Czy nie ulegasz podszeptom ludzi, którym zależy bardziej na wygodzie niż rozsądku? Czy słuchasz tego, co mówi do Ciebie Król podczas liturgii i poza nią? I wreszcie, czy odważnie wyznajesz wiarę w swojego Króla, który się zbliża?
(…) odetchnął i wyszeptał: – Jeszcze tylko dwa tygodnie…
Minirekolekcje adwentowe 2010
Każdego dnia, w każdej chwili dokonujesz wyboru. Rozsądek, który tak często zagłuszamy, jest w istocie wielkim błogosławieństwem, ponieważ pozwala na każdą najmniejszą decyzję spojrzeć z perspektywy jej efektów.
Przygotowania trwały bez zarzutu. Każdy z poddanych skupiał się na swoich zadaniach. Dość powiedzieć, że z dnia na dzień królestwo było przygotowane coraz lepiej: gościniec, którym do miasta miał wjechać król wraz ze swoim orszakiem był prawie gotowy, w zamku nieprzerwanie trwała akcja sprzątania. Najmniejszy brud był usuwany, a miejsce, w którym się pojawił długo polerowano, aby zniknął z niego wszelki ślad – dowód na to, że kiedykolwiek to miejsce było brudne.
Nadszedł czas, by od przygotowań oczywistych przejść do konkretnego planu. Przyjazd króla będzie wielkim świętem w sercu każdego poddanego, ale trzeba to przecież zewnętrznie pokazać. Rozpoczęto więc dyskusję nad planem Wielkiego Dnia – jak zwykło się w królestwie nazywać to wydarzenie.
Pierwszym punktem była oczywiście uczta. Namiestnik postanowił zlecić ją najlepszemu kucharzowi w okolicy – Aurydze. Pamiętał jak lata temu król mówił o młodym wtedy kucharzu, że jeśli jeszcze nie jest, z pewnością będzie najlepszym kucharzem w królestwie i poza nim. Auryga bardzo sie ucieszył na wieść, że został wybrany i zabrał się do pracy. Wraz ze swoim pomocnikiem przygotowali listę dań, które powinny znaleźć się w Sali Bankietowej. Zadowolony z siebie kucharz stawił się przed Radą i namiestnikiem, by przedstawić efekty swojej pracy.
– Jesteśmy zadowoleni i wdzięczni za twoje zaangażowanie. Przeczytaliśmy listę. Czy podołasz przygotowaniu wszystkich potraw? – zapytał jeden z rycerzy zasiadających w Radzie. Namiestnik pilnie słuchał, ale nie brał udziału w dyskusji. Migrena i zmęczenie nie pozwalały mu mówić.
– Oczywiście, Mój Panie. – odpowiedział Auryga – Nawet jeśli ja i moi pomocnicy mielibyśmy nie wychodzić z kuchni do czasu przyjazdu króla.
Rycerz uśmiechnął się i spojrzał na namiestnika. Wyraźnie szukał w jego oczach odpowiedzi. Namiestnik postanowił zabrać głos.
– Jak już słyszałeś jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Ja również doceniam twoją pracę. Ale najpierw, nim rozpoczniesz przygotowania, chcę byś odpowiedział mi na jedno pytanie. – powiedział wyraźnie smutny. Po chwili dodał: – Powiedz, kto będzie się najbardziej cieszył w Wielkim Dniu?
Długo trwało nim kucharz znalazł w swojej głowie odpowiedź godną pytania, które mu zadano.
– Ty, Panie?
– Nie – odpowiedział sucho namiestnik. Był wyraźnie zafrasowany. – Myśl dalej.
Powyższa zabawa w zgadywanie trwała długo, kucharz posłużył się ogromna ilością imion. Wszystko na nic. W końcu namiestnik zapytał:
– A co z królem? Dlaczego o nim nie wspomniałeś? – w odpowiedzi zobaczył tylko nisko opuszczoną głowę swojego rozmówcy, więc mówił dalej: – Spójrz za okno! Jeżeli wszystko, co zawarłeś na tej liście zostanie wykonane, co pozostanie z tych lasów, które widzisz? A jeśli pójdziesz do jednego z nich ile z tych zwierząt, które teraz tam biegają będzie można znowu spotkać? I wreszcie ile z rzeczy, które pragniesz przygotować będziemy w stanie zjeść? – i rzucił listę na podłogę.
Kucharz pokłonił się, zabrał listę i wyszedł. Nastała cisza.
– Jeszcze tylko trzy tygodnie… – wyszeptał namiestnik.
„Człowiek rozumny
na kroki swe zważa” (Prz 14, 15)
Dziś, Drogi Czytelniku, zajmiemy się cnotą roztropności. Jednak zanim zaczniemy nasze rozważania, chciałbym, abyś zwrócił uwagę na jedną podstawową sprawę.
Wielkie dni
Przyjęcie gościa zwyczajowo opiera się na tym, aby przygotować dla niego to, co najlepsze. Mówi się, że taka gościnność to nasza narodowa cecha, myślę jednak, że jest to zwyczajnie kwestia dobrego wychowania. W związku z powyższym często bywa tak, że przyjazd gościa wiąże się z ogromnymi wyrzeczeniami. Wszystko zostaje podporządkowane dla tego jednego dnia, w którym oczekiwany ma zostać przyjęty. Przypomnij sobie ile razy widziałeś w domu taką scenę. Przed Twoją pierwszą Komunią Św., rokrocznie przed świętami nieustanny maraton gotowania i sprzątania jaki urządzają Twoi rodzice. Nie inaczej było w królestwie.
Nie ulega wątpliwości, że gość godzien jest królewskiego powitania. Jednak, jak widzisz, namiestnik stanął przed wyborem, który i Tobie na co dzień nie jest obcy: chwilowa satysfakcja czy pewność i bezpieczeństwo?
Decyzje
Rozsądek, którym wykazał się namiestnik, jest godny podziwu. Mimo zdrowotnych trudności zachował trzeźwe myślenie, które pozwoliło mu dokonać słusznego wyboru. Nie uległ presji rady, która zdążyła już zaakceptować plan Aurygi, ale uznał – zgodnie z prawdą – że Wielki Dzień nie jest końcem, ale początkiem. Namiestnik był świadom, że będzie musiał zdać relację, gdy festiwal radości po przyjeździe króla umilknie i pozostanie tylko szara rzeczywistość. Ostatecznie ze stanem w jakim pozostawi królestwo będzie musiał się zmagać jego władca, a nie namiestnik.
A jaki to ma związek z Tobą, Drogi Czytelniku? Większy, niż myślisz! Czyż nie z takimi trudnościami borykasz się codziennie? Każdego dnia, w każdej chwili dokonujesz wyboru. I sposób w jaki się to odbywa w Twojej głowie czyni kwestię podejmowania decyzji bardzo istotną. Rozsądek, który tak często zagłuszamy, jest w istocie wielkim błogosławieństwem, ponieważ pozwala na każdą najmniejszą decyzję spojrzeć z perspektywy jej efektów. Dzięki rozsądkowi potrafimy spojrzeć na sprawę wyboru horyzontalnie – tzn. nie widzimy tylko czubka własnego nosa. Wtedy ostrzeżenie przed uderzeniem w ścianę przyszłoby w ostatniej chwili, czyli zwyczajnie za późno. Roztropność tworzy możliwość oglądu sytuacji na kilka kroków do przodu, tym samym pozwalając na podjęcie lepszej decyzji. Ostatecznie roztropność nie jest niczym innym, jak pogardą dla wszelkich pokus, którym uleganie zawsze przynosi zgubne skutki.
Zastanów się
Drogi Ministrancie, czy w swoim życiu, w posłudze, we wspólnocie dostrzegasz możliwie jak najwięcej skutków swoich wyborów- np. zgorszenie, zły przykład? Kierujesz się rozsądkiem czy jednak zbyt często ulegasz sugestiom pośpiechu, przyjemności, łatwizny? Czy wreszcie zdarza Ci się podejmować decyzje, o których wiesz, że nie przyniosą dobrych efektów?
– Jeszcze tylko trzy tygodnie… – wyszeptał namiestnik.
Minirekolekcje adwentowe 2010
Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że im większa jest strata pokrzywdzonego, tym większy jest grzech. A im większy jest grzech, tym większa jest kara. Jednak jeżeli sprawiedliwość byłaby pustym wypełnianiem przepisów prawnych i wiązałaby się jedynie z wymierzaniem kar; nie byłaby cnotą, a urzędniczą pseudo-zaletą.
Nie jest łatwo przygotować ogromne królestwo do tak podniosłego wydarzenia. Dlatego pierwszym postanowieniem namiestnika było powołanie Rady, która miała pomóc mu w podejmowaniu decyzji. W jej skład wchodziły same znakomitości: najlepsi rycerze, zamożni ojcowie rodów i osoby starsze, które z powodu swojego wieku znały króla dłużej niż namiestnik. Słowem: wszyscy, którzy mogli pomóc w przygotowaniach.
Podjęto decyzję i już na drugi dzień po oddaleniu posłańca Rada spotkała się po raz pierwszy, aby przydzielić mieszkańcom ich funkcje i zadania. Wszyscy ochoczo wzięli się do pracy. Jednak przy pracy zdarzają się błędy. Te mniejsze, o których wie tylko ten, który je popełnił i te większe, które szkodzą wszystkim wokół. Ale w królestwie popełniono błąd ogromny!
Pewien chłop, przydzielony przez namiestnika za namową Rady do pracy w stajni, nie dopilnował swoich obowiązków. A właściwie jednego z obowiązków: Justy – czarnego konia króla, którego władca nie zabrał na swoją wyprawę, lecz dał na przechowanie namiestnikowi. Stało się tak, gdyż koń był wtedy jeszcze źrebięciem i nie nadawał się, by być odłączonym od matki, lecz już wtedy odznaczał się dużą jak na swój wiek siłą. Dlatego pozostał w królestwie jako królewska własność i doczekałby pewnie jako sędziwy koń przyjazdu właściciela, lecz chłop, któremu powierzono opiekę nad nim nigdy nie miał do czynienia z tak dużym zwierzęciem. Innymi słowy: Justa wyrwał się swojemu opiekunowi, gdy ten go oporządzał i uciekł ze stajni. Nikomu nie wystarczyło odwagi, by zatrzymać silne zwierzę.
Chłop został zatem postawiony przed sąd.
– Czy wiesz, co zrobiłeś? – zapytał sędzia.
– Tak, Namiestniku – odpowiedział cicho wieśniak.
– Wiesz zatem jaka kara czeka cię za twój błąd – niby pytając, a niby stwierdzając fakt, powiedział namiestnik. W jego pierwotnych planach Justa miał być uroczyście przekazany królowi jako symbol potęgi radującego się królestwa.
– Nie wiem… przepraszam… – wyszeptał chłop, prawie nie wydając z siebie dźwięku.
– A jaką karę wymierzyłbyś sobie, gdybyś ty decydował? – nieoczekiwanie zapytał królewski zastępca i sędzia w jednej osobie.
– Nie wiem. Boję się więzienia. Boję się kary. – szczerze odpowiedział oskarżony.
– Dobrze. Więc rozumiesz swoją winę i przyznajesz się?
– Tak.
– Dlatego ja, pomny na miłosierdzie władcy, na którego wszyscy czekamy, przebaczam ci i puszczam cię wolno. Wiem, że król chciałby tego.
Chłop długo nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Upłynęło trochę czasu zanim wśród ukłonów i podziękowań wybiegł z sali, aby wrócić do pracy i odwdzięczyć się, za łaskę, którą otrzymał.
– Jeszcze tylko cztery tygodnie… – wyszeptał namiestnik.
„Panowie, oddawajcie niewolnikom to, co sprawiedliwe i słuszne,
świadomi tego, że i wy macie Pana w niebie.” (Kol 4,1)
Drogi Czytelniku! Dzisiaj zachęcam Cię do rozważań na temat sprawiedliwości. Ale zanim się tym zajmiemy, chcę zwrócić Ci uwagę na kilka rzeczy, które później umknęłyby naszej uwadze.
Oczekujemy
Ty również oczekujesz, aż przybędzie król. Twój król. Nasz. A oczekiwanie na przyjęcie króla lub jakiegokolwiek gościa nigdy nie może wiązać się z bezczynnością. Przypomnij sobie ile razy, gdy czekałeś, bo ktoś miał Cię odwiedzić, słyszałeś od mamy, że najpierw powinieneś posprzątać swój pokój. Albo gdy Twoi rodzice spodziewali się wizyty znajomych, rodziny, cały dom postawiony był w pełnej gotowości. Ile razy widziałeś swoją mamę, jak pracuje w pocie czoła, aby o każdego z gości zadbać. Jak wiesz, troska o nich nie ogranicza się czasowo do samej ich wizyty. Gotowym należy być przed. I tym właśnie jest Adwent: przygotowaniem przed.
A przygotowanie jest, niestety, nieodłącznie związane z pracą. Jak nauka dla ucznia, czy trening dla sportowca, tak dla nas, którzy oczekujemy najważniejsza jest praca. Praca nad sobą. A jak wiesz, przy pracy zdarzają się błędy. Małe, duże, czy ogromne. Jednak nie popełnia ich tylko ten, kto nie podejmuje żadnego trudu. Dlatego nie bój się!
Zajmijmy się zatem sprawiedliwością.
Chłop i namiestnik
W całej opowieści słowo „sprawiedliwość” nie pojawia się. Namiestnik wspomina jedynie o miłosierdziu. I cały problem, Drogi Czytelniku, polega na tym, by zrozumieć czy istnieje między tymi dwoma pojęciami jakaś różnica, a jeśli tak – to jaka?
Spójrzmy raz jeszcze na historię chłopa, opiekuna stajni. Zostało mu powierzone bardzo ważne, choć niekoniecznie trudne zadanie, któremu nie podołał. W ten sposób z królewskiego skarbu (Justa był przecież koniem przybywającego króla) ubyła ważna jego część. Była to ogromna strata. Dlatego chłop bał się kary. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że im większa jest strata pokrzywdzonego, tym większy jest grzech. A im większy jest grzech, tym większa jest kara. Na tym polega ludzka sprawiedliwość.
Spójrz jednak, Drogi Czytelniku, na decyzję namiestnika i wyobraź sobie presję, jaka na nim ciążyła. Musiał podjąć decyzję. Musiał osądzić. A przynajmniej czuł, że nie może z tym czekać do przyjazdu oczekiwanego króla – taka jest przecież gospodarska powinność, by nie pozostawiać nierozwiązanych spraw do przyjazdu gościa. I gdy podejmował decyzję ze względu na bliskość wielkiego dnia, podjął ją także ze względu na wolę gościa. Namiestnik znał króla i wiedział, że miał on w zwyczaju pomijać nawet najsłuszniejszy swój gniew, gdy widział skruchę winnego i jego chęć poprawy. Zawsze przebaczał.
Czy zatem namiestnik postąpił sprawiedliwie? Zapytał oskarżonego o znajomość kary, która groziła za jego czyn, możemy zatem wnioskować, że była ona ogólnie znana i dotyczyła prawdopodobnie więzienia, którego tak bardzo bał się opiekun stajni. A długość kary była zapewne zależna od winy, jaką zaciągnął na siebie chłop. Możemy również przypuszczać, że już wcześniej zdarzały się podobne sytuacje, gdy któryś z poddanych zawinił i musiał zostać ukarany, zamknięty w więzieniu. Prawo, które nie byłoby ogólnie stosowane, nie miałoby racji bytu. Po co ustalać jaka kara należy się za dane przewinienie, jeżeli zwykłe przeprosiny i przyznanie się do winy byłoby zwolnieniem od niej?
Sprawiedliwość czy miłosierdzie?
Takie jest nasze ludzkie myślenie – nie przeczę, że często słuszne. Jednak sprawiedliwość w Bożym rozumieniu jest tak bliska miłosierdziu, jak mąż żonie. Jedno pojęcie bez drugiego nie istnieje. I to jest chyba najtrudniejsze do zrozumienia i wprowadzenia w życie: sprawiedliwość to cnota, która ma wewnętrzną tendencję do wybaczania i nawracania. Jest ukierunkowana na dobro. Jeżeli sprawiedliwość byłaby pustym wypełnianiem przepisów prawnych i wiązałaby się jedynie z wymierzaniem kar nie byłaby cnotą, a urzędniczą pseudo-zaletą. Sprawiedliwość pozwala na wprowadzenie harmonii między ludźmi poprzez naturalną ciągotę do wyciągania z ludzi dobra. To dlatego ochoczo wybacza się wszystkim, którzy swój błąd dostrzegają bez pomocy innych osób lub prawnych przepisów i pragną odpokutować swoje winy, czyniąc dobro jeszcze większe, starając się zasłużyć na łaskę, której dane im było doświadczyć. Wtedy nie ma potrzeby wymierzać dodatkowej kary, ponieważ pęd do dobra został wzbudzony samym żalem i postanowieniem poprawy. To dlatego o spowiedzi świętej można powiedzieć, że doświadczamy w niej i sprawiedliwości i miłosierdzia, choć wydaje nam się, że takie połączenie nie jest możliwe.
Namiestnik postąpił sprawiedliwie, ponieważ w imię króla, na którego czeka wybaczył skruszonemu winowajcy.
Zastanów się
Czasami życie i przed nami stawia zadanie podjęcia decyzji. Jeśli jesteś ministrantem, który z powodu wieku lub stażu w swojej wspólnocie ma obowiązek np.: rozdzielać funkcje podczas Eucharystii, to wiesz o czym mówię. Jeśli jesteś animatorem i w duchu odpowiedzialności za powierzonych sobie młodszych kolegów musisz czasami wymierzyć karę jednemu z nich, również znasz ten problem. Nie sposób od niego uciec, zresztą Twoja posługa wymaga od Ciebie byś przed problemami nigdy nie uciekał. Proponuję Ci tylko, abyś zastanowił się nad tym, czy postępujesz sprawiedliwie.
Drogi Ministrancie, czy nie wykorzystujesz swojej pozycji we wspólnocie, aby decydować o karach i nagrodach? Postępujesz sprawiedliwie czy raczej sprawiedliwość wymierzasz? Czy wybaczasz, gdy widzisz, że w Twoim winowajcy chęć czynienia dobra i wynagrodzenia przez to szkody została wzbudzona? I wreszcie czy pamiętasz, co mówi Twój król o byciu sprawiedliwym?
– Jeszcze tylko cztery tygodnie… – wyszeptał namiestnik.